Hollywood uzyskało kolejne potwierdzenie, że 3D jest w modzie. Co ważniejsze, okazuje się, że dla amerykańskich widzów nie ma znaczenia czy film jest kręcony w 3D czy też konwertowany do 3D w postprodukcji. Tak przynajmniej wynika ze wstępnych szacunków otwarcia
"Alicji w Krainie Czarów". Według niepełnych danych film zarobił w piątek 45 milionów dolarów. W całej karierze
Tim Burton miał tylko dwa większe otwarcia i to po trzech dniach:
"Planeta małp" (68 mln) i
"Charlie i fabryka czekolady" (56 mln).
Jeśli frekwencja w sobotę i niedzielę utrzyma się na podobnym poziomie, to Burton dołączy do ekskluzywnego grona reżyserów, który filmy na otwarcie zarobiły ponad 100 milionów dolarów. Aktualnie 3-dniowe wpływy
"Alicji w Krainie Czarów" szacuje się na 115-120 milionów. W ten sposób obraz zmiażdżył rekord marcowego otwarcia, który dotąd należał do
"300" (70,9 mln) oraz rekord pierwszego kwartału (dotąd
"Pasja" - 83,8 mln).
Zacięta walka toczy się o drugie miejsce. Wszystko wskazuje na to, że zwycięzcą okaże się debiutant -
"Brooklyn's Finest", który w piątek zarobił 5,2 miliona dolarów, a weekend powinien zamknąć wynikiem 14,5 mln.
"Wyspa tajemnic" zarobiła 4 mln, co przełoży się na ok. 13,5 mln w cały weekend.