Joss Whedon wyszedł naprzeciw oczekiwaniom fanów. Nie tylko stworzył kolejny, wysokich lotów blockbuster, ale też skupił się w nim na bohaterach dotychczas drugoplanowych. Zabieg jak
Joss Whedon wyszedł naprzeciw oczekiwaniom fanów. Nie tylko stworzył kolejny, wysokich lotów blockbuster, ale też skupił się w nim na bohaterach dotychczas drugoplanowych. Zabieg jak najbardziej na miejscu, gdyż z różnych przyczyn na solowe widowiska nie mają oni co liczyć.
Ale by Avengers się ponownie zjednoczyli musieli mieć motywację. Tym razem są nią wydarzenia z "Zimowego żołnierza". "Czas Ultrona" zaczyna się bowiem jak "Niezniszczalni 2". Nie mamy tutaj żadnego przydługiego wstępu. Od razu jesteśmy wrzuceni w wir akcji. I dobrze, bo po co tracić czas? Zniszczenie kolejnej placówki Hydry to jednak za mało dla Tony'ego Starka. Ten dalej ma lęki związane z możliwą powtórną inwazją. W tym celu tworzy program Ultron, który w zamierzeniu ma zaprowadzić trwały światowy pokój i równocześnie stanowić pierwszą linię obrony przed potężniejszymi zagrożeniami. Wiadomo jednak, że zabawy ze sztuczną inteligencją na ogół kończą się piękną katastrofą. Nie inaczej jest i tym razem. Idea wspaniała, efekt w skutkach opłakany...
"Avengers 2" to kolejne w krótkim odstępie czasu widowisko poruszające to zagadnienie. Wystarczy wspomnieć choćby "Chappie", "Ex_Machina" czy "Transcendencję". Najbliżej jest tu jednak do "Terminatora", choć trzeba od razu przyznać, że Ultron jest o wiele bardziej ludzkim programem niż Skynet. To czyni z tytułowego antagonisty postać złożoną, której świetnie głosu użyczył James Spader. Ultron potrafi chłodno kalkulować, ale też wpaść w złość czy okazać rozczarowanie. Ma nagłe zmiany nastroju. To wszystko sprawia, że jest bardziej ludzki niż sam o sobie myśli. Jednak nie tylko postać ciekawego wroga pcha film do przodu. Mimo że Whedon mnoży nowe postaci równie szybko jak Ultron swoją armię, każdej poświęca wystarczająco dużo ekranowego czasu.
A o dziwo najwięcej ze starej gwardii dostali Hawkeye, Czarna Wdowa i Hulk. Na solowe filmy raczej nie mają co liczyć, ale Whedon daje poznać ich w szerszej perspektywie. W otoczce rodzinnej i wielokrotnie smutnej przeszłości / obecnej sytuacji. Nawet superbohaterowie nie są za stali. Każdego można złamać i każdy ma swoje demony lub we własnych oczach może być monstrum, a nie człowiekiem. Najbardziej zyskuje na tym Jeremy Renner i Scarlett Johansson. Postać tego pierwszego staje się w pewnym momencie nawet przywódcą grupy, który stara się ratować morale. Wdowa i Hulk natomiast zyskują zupełnie nowe oblicza niż tylko świetnie wyszkolonej zabójczyni i naukowca ulegającego mutacji.
Pozostali bohaterowie także prezentują swe ludzkie twarze. O ile Tony Stark odsłonił je już w "Iron Manie 3", o tyle np. lęki Thora są zupełną nowością. To także przykuwa uwagę. Podobnie zresztą jak nowe postaci. Scartlet Witch w wykonaniu Elizabeth Olsen przechodzi swoistą transformację podczas filmu, co czyni ją intrygującym nabytkiem. Najlepszym jest jednak Vision w wykonaniu Paula Bettany. Wrażenie robią nie tylko jego moce, wygląd i pobudki jakimi się kieruje. W udziale przypada mu też jeden z najlepszych żartów w całym filmie. Tylko Aaron Taylor-Johnson jako Quicksilver wypadł jak ubogi krewny względem swego odpowiednika w "Przeszłość, która nadejdzie". Whedon miał chyba jednak tego świadomość i problem rozwiązał.
"Avengers" nie może się jednak obejść bez dużej porcji humoru. Tutaj oczywiście prym wiedzie Tony Stark. Robert Downey Jr. świetnie czuje postać i kolejny raz nie zawodzi. Jego kwestie kradną show. Dodając do tego wsparcie ze strony Hemswortha oraz motyw z Mjollnirem na stronę komediową nie można narzekać. A do tej całej menażerii dochodzi mnóstwo kapitalnie zaplanowanej akcji. Rozmach, efekty specjalne oraz 3D robią wrażenie. Na czoło wybija się tutaj oczywiście pojedynek między Iron Manem i Hulkiem. Wszystkie te składowe podniesione są względem pierwszej części. Tak jak być powinno.
Whedon może i powielił schemat, ale cel nadrzędny osiągnął. "Czas Ultrona" to pierwszorzędna rozrywka, choć idzie w niej wyłapać kilka dziur lub delikatniej mówiąc niedopowiedzeń. Czepiać się można, ale według mnie nie warto. Momentami jest poważnie, momentami śmiesznie, historia jest ogólnie przemyślana, a akcja wgniata w fotel. A brak Lokiego, o który większość ludzi ma pretensje? Rekompensuje go scena w trakcie napisów. Krótka, ale treściwa.