Lubię Clinta Eastwooda, lubię stare filmy, lubię góry i filmy o górach. Teoretycznie więc film ten powinien mi się spodobać. Niestety tak nie jest. Wprost przeciwnie. Jest to praktycznie jedno z moich największych filmowych rozczarowań.
Fabuła jest po prostu niedorzeczna.
- Słynny wykładowca akademicki dorabia w wolnym czasie jako zawodowy morderca na zlecenie komiksowej organizacji rządowej, dowodzonej przez groteskowego Dr Zło o ksywie „Smok”
- Pan wykładowca nie chce już być płatnym zabójcą lecz Dr Zło szantażuje go donosem do skarbówki.
- Wykładowca ma wykonać zlecenie akurat podczas wspinaczy na Eiger jakby nie mógł przed lub po.
- Tym samym aby przygotować się do misji rusza na pustynię gdzie jego kumpel prowadzi ośrodek wczasowy oblegany przez same młode dupy które z jakiegoś powodu nie mają nic lepszego do robienia niż siedzenie nad malutkim basenem pośrodku pustyni.
- W ramach przygotowań do misji Wykładowca biega po okolicy za cycatą Indianką w obcisłych jeansowych mini spodenkach które obtarły by ją na tym upale do kości po godzinie biegania.
- W przygotowaniach próbuje mu przeszkodzić przerysowany homo-złoczyńca będący dawnym kumplem z wojska.
- Koniec końców Wykładowca wyrusza na Eiger. Cyk i film się kończy.
Całość jest niestrawna, postacie niewiarygodne a dialogi denne. Wątek sensacyjno-szpiegowski ledwo trzyma się kupy z kolei wątek wspinaczki jest ledwo zarysowany. Ogląda się to nad wyraz ciężko. Do tego jest przewidywalny. Już w momencie zapoznania w hotelu nijakich współuczestników wyprawy, można domyślić się kto wrogim agentem.
Jedyne plusy tej produkcji to cycki wyjątkowo urodziwej Indianki i parę ładnych widoczków.
3/10 w porywach 4/10