Jest to przyklad jak powinno sie robic dobre filmy. Dzieki surowosci i ascezie ujec, muzyki nie ma przerostu formy nad trescia. Widz skupia sie na tresci i chlonie kontent. Ogladalem pare nowych polskich filmow i zauwazam tendencje do sztucznego "uszlachetniania" filmow, poprzez muzyke i jakies wyszukane ujecia. Film sam w sobie jest slaby, pelen niedociagniec, tymczasem formą probuje sie nadrobic to czego brakuje. U widza pojawia sie irytacja, bo czuje sie intencje rezysera: film ma zachwycac, tymczasem jest odwrotnie i film nie zachwyca. Karabasz zas nie potrzebowal dowartosciowac swojego filmu. Zrobil cos innego. Ograniczyl srodki wyrazu, dzieki temu połyka się to co on chciał przekazać.
zdjecia - wyraziste, proste, wrecz dokumentalne, bez patosu.
wstep - światła miasta, pasażer wysiada z pociągu, napisy poczatkowe a w tle odgłosy dworca. Suche sceny - nic wiecej nie trzeba.
zakonczenie - film idealnie uciety tam gdzie nie potrzeba juz nic wiecej pokazywac: "...tak mało ze sobą rozmawiamy."
muzyka - ascetyczna, podkresla sceny i nadaje akcenty.
Odnoszac sie do innych produkcji polskich, film realizacyjnie przypomina "Spokoj", "Wodzireja", "Trzeba zabić tą miłość", "Strukture kryształu". Polecam!