też moja pierwsza myśl, tylko, że nie pamiętałem tytułu i musiałem wygooglować "alan rickman xmass movie" :D
Nie trzeba byc specjalnie bystrym by to zauwazyc(bez urazy;).Co ciekawe sami tworcy tez sie z tym specjalnie nie kryja.Po "To wlasnie milosc"powstalo wiele filmow tego typu tj gdzie watki bohaterow sie wzajemnie przeplataja i sa ze soba powiazane.Chyba,ze chodzi Ci o klimat swiateczny?Jesli tak to rzeczywiscie oba filmy fajnie ukazuja klimat swiat.Co nie zmienia faktu,ze "Love actually "jest o wiele ciekawsze wg mnie i bardziej klimatyczne.
A mi właśnie "To właśnie miłość" jakoś się nie spodobało, a za to "Listy do M." nawet bardzo - a muszę zaznaczyć, że moje ulubione produkcje to często romantyczne, amerykańskie komedyjki, dlatego sama się zdziwiłam, że tak zachwalana komedia nie przypadła mi do gustu! :D
To wydawało mi się ciekawsze, bardziej nasze. Karolak w roli Mikołaja-gbura, a za nim wkurzające go dziecko - strzał twórców w 10! Można bić brawa. :D
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego filmu - i niech nawet sobie będzie wzorowany na amerykańskim "Love actually" - I don't care! :D Ważne, że mamy kolejny film ze świątecznym nastrojem, który wprowadza nas w ten wspaniały czas- czas świąt. :D
chyba Love Actually było brytyjskiej produkcji-przynajmniej na to by wskazywała obsada ale może się mylę?;)ja też lubię filmy z klimatem świątecznym-i tu się zgodzę:)
Tak, to brytyjska produkcja i nawet plakat jest identyczny. Ale jak mamy się wzorować to na najlepszych :)
Nawet 2 razy na tej kopii pojechali. Byłam właśnie w kinie na drugiej części nie oglądając pierwszej i od samego początku mam takie samo wrażenie. Są goście z radia, są geje, ludzie w związkach kochający kogoś innego, a w tle święta...
Najpierw obejrzałam "Listy do M" i byłam zachwycona. 8/10, bomba! Później obejrzałam " Love Actually" (Nienawidzę tłumaczenia tytułów) i od razu wiedziałam na czym wzorowali się polscy twórcy.... Tak chamskiego zgapiania nie dzierżę... Dlatego moja ocena spadła tak nisko.... Naprawdę... Bardziej "wzorować" się chyba nie dało... Mogli ewentualnie przetłumaczyć po prostu scenariusz angielski. Może zrobią tak w 3. części?
tak! aż dziwne, że twórcy Love Actually nie wnieśli skargi za plagiat, czy coś. Listy wyróżniają się trochę wśród polskich komedii romantycznych, ale niestety nie był to polski pomysł, więc nie ma się co zachwycać nad pomysłem na film.
właśnie zobaczyłam plakat do love actually i rzeczywiście, plakat jest prawie identyczne. Szkoda że polscy twórcy nie mogą wymyślić czegoś własnego...
Jasne że tak. Sęk w tym, że Love Actually kompletnie mi się nie spodobało, a Listy do M to bardzo fajny film :) Mimo, że spodziewałam się, że będzie na odwrót..
Mam takie samo zdanie. "Listy do M." są bardziej klimatyczne i takie... no takie "nasze". Polskie. Wątki w brytyjskim "Love Actually" były czasami przerysowane i naciągane.
No własnie. I w "Love Actually" tych wątków było za dużo i często bylły głupie... (gościu, który wyjechał do Ameryki, piosenkarz... ), chociaż były momenty, które mi się podobały. Mimo tego, że uwielbiam Alana, to w tym filmie.... nie podobał mi sie wcale. Jakiś taki... sztywny... nie pasuje do romansującego faceta.
No, a "Listy do M" wszystko się ze sobą ładnie łączyło i było... naturalniejsze.
z elementem "zgłego mikołaja". trzeba jednak przyznać, że przyzwoicie zagrany (z wyłączeniem pani bujakiewicz), a i dialogi na duży plus.
tylko plakat - niepotrzebnie zrobili taki plakat - film super , dwójka sie nie umywa ale jedynka świetna - wracałem juz do niego kilka razy ale ogladnalem po 2 latach chyba od pojawienia sie bo zrazilem sie plakatem , ze taka podrobka a film super
Tak to też było zresztą od początku reklamowane, ale dajmy się komuś pozachwycać swoją spóźnioną o cztery lata spostrzegawczością :).
"Listy..." są ściągnięte ewidentnie, ale gorzej wyszły. Muszę przyznać, że jak je obejrzałam, to bardzo mi się spodobały. Przy drugim seansie już się zwyczajnie nudziłam. "To właśnie miłość" jest zdecydowane zabawniejsza, bardziej dynamiczna. W "Listach..." są nadmiernie wydłużane sceny, przez co zdecydowanie spada dynamika filmu. No i brak tu ciągle przenikających się wątków. Film fajny, ale daleko mu do rewelacyjnego. Choć oczywiście klimat świąteczny zawsze w cenie :-), a zwłaszcza takie wspaniałe śnieżne plenery, o które w dzisiejszych zimach ciężko...
A ja uwielbiam oba te filmy. I do obu równie chętnie wracam. Pomysł może i "zerżnięty", ale wykonanie całkiem inne (i całkiem dobre) i to ratuje "Listy..." w moim przekonaniu. Pozdrawiam (jeszcze) świątecznie ;)
Wiesz, ja nie twierdzę, że "Listy..." są całkiem do niczego. "Listy..." są bardziej refleksyjne, nastawione bardziej na wzruszenia niż na rozśmieszanie. "To właśnie..." jest bardziej komedią romantyczną i wątków jest tam więcej, więc cały film wydaje się być szybszy, bo przejść jest więcej. Ale "Listy..." mają swój urok, to na pewno. W każdym razie na Święta obie te pozycje są jak najbardziej odpowiednie :-).