film niemiłosiernie się ciągnie zamiast dialogów jest mnóstwo scen narracyjnych. Całą historię można by przedstawić w pięć minut a tutaj ciągnie sie przez... nie wiem ile, bo nie dotrwałem do końca. Jedyny plus - sceneria.
Boże już myślałam, że się nie doczekam Bale'a! 2/3 filmu przesiedziałam jak na szpilkach wypatrując go w drugim planie.
Film jak dla mnie za długi. Stwierdzenie "niemiłosiernie się ciągnie" jest tu bardzo na miejscu. Dialogi znikome, a jak już się pojawiły to bardzo patetyczne, a przerwy między poszczególnymi kwestiami Johna Smitha i Indianki doprowadzały mnie wręcz do szału. I to ich ciągłe łażenie w trawie i "nicniemówienie"... Sceny narracyjne też tak rozciągnięte i patetyczne, że momentami niezrozumiałe.
Wplatanie w dialogi i narrację urywków, mignięć innych scen sprawiało wrażenie jak z filmu psychologicznego. Zepsuło trochę plastyczny efekt.
Farrel jakiś taki... infantylny... Wiecznie oczy kota ze Shreka(być może taki był zamiar ale mi się to nie podobało).
Końcówka za długa , film można było uciąć dużo wcześniej jak dla mnie, w końcu to nie film biograficzny. To sprawiło, że ostatnie 10-15 minut spędziłam myśląc "No jeszcze nie koniec?"
Byłby z tego świetny film przygodowy, krótszy i żwawszy, nieskupiony tak na narracji, lecz bardziej na dialogach.
Zalety? Świetne scenerie, przepiękne krajobrazy! Naprawdę rewelacyjni tubylcy! No i to, że w końcu pojawił się ten Bale...